„Berklee Funk” to potoczne, pół-żartobliwe określenie używane przez niektórych muzyków i pedagogów do opisania schematycznego, przewidywalnego stylu gry jazzowej lub fusion, który kojarzy się z akademickim podejściem do muzyki – szczególnie z absolwentami Berklee College of Music w Bostonie (jednej z najbardziej znanych szkół muzyki rozrywkowej i jazzu na świecie).
Co się kryje za tym terminem?
„Berklee Funk” nie jest oficjalnym stylem muzycznym – to krytyczne określenie sugerujące:
- Zbyt duże przywiązanie do schematów:
- Nadmierne stosowanie progresji typu II–V–I.
- Voicingi i groove’y grane „z automatu”, bez świeżości czy głębszej refleksji.
- Techniczna perfekcja kosztem ekspresji:
- Świetne opanowanie instrumentu, ale często z niedostatkiem emocjonalnego wyrazu.
- Improwizacje, które brzmią jak „praca domowa” – poprawne, ale pozbawione ducha.
- Brzmienie typu „fusion lite”:
- Często groove’ujące, lekko funkujące, ale bez „brudu” i charakteru klasycznego funku.
- Dużo akordów maj7, add9, i modnych voicingów – ładnie, ale mało oryginalnie.
- Zbytnie zaufanie do teorii:
- Tworzenie muzyki „z głowy”, opierając się na wiedzy teoretycznej, zamiast na słuchu, emocji i interakcji.
Czy to coś złego?
Nie do końca. Termin „Berklee Funk” to satyryczna etykieta – wyśmiewa nie samą szkołę (która kształci wielu genialnych muzyków), lecz tendencję do grania „bezpiecznie i książkowo”.